poniedziałek, 17 czerwca 2013

RELACJA: Wyjątkowy koncert.Magda.lena Frączek "Effatha"


Wczoraj klub Hybrydy
był świadkiem
wyjątkowego wydarzenia, koncertu kobiety-debiutu,Magdy Frączek.
Jej muzyka jest bardzo różnorodna pod względem gatunkowym, ale też jest głęboko spójna. Tę spójność budują teksty, emocje i przeżycia artystki.Magda Frączek jest młodą kobietą (moją rówieśnicą), która posiada już całkiem spory bagaż doświadczeń. Jej autorska płyta "Effatha" to owoc Ducha Bożego, spotkań z różnymi kobietami i własnych doświadczeń.To wszystko sprawiło, że album "Effatha"
  został bardzo ciepło przyjęty na wczorajszym premierowym koncercie.


Publiczność była dość zróżnicowana. Były zarówno młode jak i dojrzałe kobiety, nie zabrakło też mężczyzn.
Pośród widowni dało się też zauważyć ludzi różnych stanów, świeckich jak i duchownych. Koncert ujął mnie swoją ciepłą, radosną i rodzinną atmosferą. Magda i jej zespół byli bardzo naturalni i autentyczni, choć na początku odczuwali trochę stresu. Mogę powiedzieć, że już od pierwszych minut ten koncert pochłonął mnie. Muzykę Magdy znam już od jakiegoś czasu, z jednej strony działa ona na mnie kojąco, czyni mnie spokojną a z drugiej strony jest ona dla mnie lustrem w którym mogę zobaczyć prawdę o samej sobie i jest moją modlitwą,wołaniem do Boga wśród dźwięków. Bohaterkami piosenek Magdy Frączek są kobiety. Jest ich jedenaście, każda niepowtarzalna, każda mająca swoje imię. W tych piosenkach jest zawarta trafna i ciekawa psychologia tych kobiet. Muszę też powiedzieć, że Magda nie tylko była w dobrej formie wokalnej ale i bardzo ładnie wyglądała, była ubrana w stylu hiszpańsko - indiańskim, który moim zdaniem bardzo do niej pasuje. Z pozostałych wykonawców wczorajszego koncertu duże wrażenie zrobiła na mnie basistka Kinga Głyk, córka znanego muzyka jazzowego Ireneusza Głyka. Dziewczyna ma dopiero 15 lat a gra jak zawodowiec. Wspaniałą grę na skrzypcach zaprezentowała siostra Magdy, Asia. Jej skrzypce mają niesamowite, elektroniczne brzmienie. Brzmią niemal tak jak elektryczna gitara. Świetna była też perkusja(brat Kingi, Patryk). A i gitarzysta Mateusz też się sprawdził. Widać było, że wszyscy członkowie zespołu mieli wielką radość z grania. Publika również dopisała, wspólnie z Magdą śpiewała, ja też nie omieszkałam się dołączyć do tego śpiewu. Zresztą przez cały koncert moje ciało drgało i kiwało się w rytm piosenek z "Effathy". Naprawdę, dawno nie było takiego muzycznego powiewu świeżości, kobiecości i duchowości. Żałuj Warszawo, że nie było cię na tym koncercie. Nie tylko byś się świetnie bawiła, ale i dowiedziałabyś się czegoś ważnego o sobie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz